Ostatnio napisała do nas Monika z Rzeszowa, która postanowiła się podzielić swoimi poradami na temat polisolokat (zwanych również polis lokacyjnych). Ich rankingi znajdziecie u nas w sekcji rankingi polisolokat.
Aby wejść w posiadanie lokaty po tacie, musiałam:
- przeprowadzić czasochłonne postępowanie spadkowe (w sumie – trzy rozprawy, dziesięć miesięcy czekania na decyzję sądu),
- wydać sporo kasy na kserokopię dokumentów, znaczki skarbowe, opłatę za wydanie prawomocnego wyroku,
- udać się z dokumentami do banku, naczekać się w kolejce, podpisać tonę papierów i wreszcie stać się prawomocnym właścicielem środków, którymi bank prawie przez rok obracał bez niczyjej zgody,
- pogodzić się z faktem, iż lokata uległa automatycznemu przedłużeniu i będę musiała poczekać na wycofanie pieniędzy 5 miesięcy, gdyż jej zerwanie spowoduje utratę odsetek,
- zgłosić dochód w skarbówce, znowu wypełnić stertę PIT-ów, a wreszcie zapłacić spory podatek dochodowy (niestety, z moich własnych, dość skromnych, zasobów).
Żałuję, że tata nie wykupił jednak polisolokaty, na którą swego czasu gorąco go namawiałam. Jest faktem, iż pieniądze wpłacone na polisolokatę są przez rok albo pół roku w pewien sposób zamrożone. Jest również faktem, iż ich oprocentowanie jest nieco mniej atrakcyjne, niż w przypadku lokat z z jednodniową kapitalizacją odsetek. Jednak polisolokaty mają tę olbrzymią zaletę, iż gwarantują spadkobiercy szybki dostęp do pieniędzy. Wiem, że na ten aspekt polisolokat niewiele osób zwraca uwagę, ale – jak się okazało w moim przypadku – może się on okazać nagle bardzo istotny. W przypadku polisolokaty dostałabym pieniądze najpóźniej w ciągu miesiąca od śmierci taty i nie musiałabym płacić haraczu na rzecz państwa (bo tylko tak mogę określić podatek dochodowy, którym uszczęśliwiła mnie nasza skarbówka).
Pozdrawiam wszystkich Monika, bądźcie mądrzejsi o demnie